Produkty dla dzieci: ABC Baby Foods

Joanna Górska
Forum Mleczarskie Handel 5/2009 (36)

Proces budowania zaufania do marki jest kosztowny i według ekspertów może trwać nawet 5 lat. Odważnym, którzy zdecydują się na budowanie nowej marki przyjdzie stanąć w szranki z ciekawym wyzwaniem jakim jest młody klient. Można zatem powiedzieć, iż z marką dla dzieci jest jak z ich wychowywaniem. Potrzebna jest wiedza o dziecięcej psychice, znajomość skutecznych technik marketingowych stosownych dla tej grupy docelowej oraz systematycznie stosowanie finansowych metod wychowawczych.

Pokolenie XXI wieku

Dzieci ze wszystkich grup wiekowych są „łakomym kąskiem” dla wielu producentów i marketerów, którzy z zamiłowaniem przygotowują ofertę dla naszych milusińskich. Jak się okazuje jest o kogo i o co walczyć.

Na przestrzeni ostatnich kilku lat radykalnie zmieniło się otoczenie, w którym żyją dzieci. Dzisiaj większość z nich wychowuje się w rodzinach 2+1 lub 2+2, w których zabiegani rodzice nie mają wiele czasu na częste przebywanie ze swoimi pociechami. Kiedy w końcu ten czas znajdą trudno im odmówić dziecku zakupu jakiegoś drobiazgu będącego w istocie próbą złagodzenia wyrzutów sumienia. Jednocześnie nie ma już świata wielopokoleniowych rodzin, autorytetu babci i dziadka (w bujanym fotelu) z gromadką wnucząt, którym opowiada się o dawnych czasach. Dziś nastolatki chcą już mieszkać oddzielnie, chcą być niezależne. Wnuki mają swoje życie, przyjeżdżają rzadko, wolą wysłać esemesa lub e-mail... Jako że mówią coraz bardziej niezrozumiałym slangowym językiem, trudno jest nawiązać z nimi kontakt. Skoro tak, to może... wciśnięta koperta chociaż na chwilę przytrzyma uwagę?

Blisko 30 lat temu rodzice sami wiedzieli co jest potrzebne ich pociechom, sami dokonywali zakupu i byli w tej dziedzinie ostatecznym autorytetem. Zawsze kierowali się dobrem dziecka i to ono dostawało z trudem zdobyty soczysty plasterek szyneczki. Nie było mowy o marudzeniu w sklepie, bo nie było o co marudzić. Wszelkie akty histerii szybko poskramiano, bo po pierwsze nie było produktów albo pieniędzy, a jeśli nawet były to nie wypadało tak się zachowywać. Nie wspomnę już o czasach „kartkowych”, gdzie na sezon przypadała jedna para butów, a w sklepie nie było czego wybrać.

Lata mijały, a dzieci zaczęły mieć większy dostęp do telewizji, potem do komputerów i wreszcie do internetu. Dziś nasze dzieci zewsząd otaczają kolorowe, natrętne filmy reklamowe, które pokazują inną, lepszą, pożądaną rzeczywistość. Od pewnego momentu rodzice musieli zmierzyć się nie tylko z koniecznością negocjacji z dzieckiem przy półce, ale także z tym, że dzieci stały się ekspertami w różnych dziedzinach. Coraz trudniej jest z nimi dyskutować, bo brakuje nam argumentów. Często dochodzi do kapitulacji rodzica po usłyszeniu zdecydowanego... ja chcię tooo! a mały paluszek wskazuje upragniony produkt. Przecież kupno obciachowego produktu naraża nas nie tylko na kpinę ze strony latorośli, ale tworzy zły wizerunek dziecka wśród innych dzieci w przedszkolu i szkole. Dla wielu dzisiaj bycie „trendsetterem” (tj. wyrocznią w sprawach co jest trendy, a co nie) to bycie kimś, a dziecko staje się jakby naszą wizytówką, zgodnie z powiedzeniem „pokaż mi swoje dziecko, a powiem ci kim jesteś”. Nie należy zapominać, iż dziecko jest w wielu przypadkach upragnionym i wyśnionym marzeniem i nie możemy pozwolić, by czuło się gorsze od innych.

Strona 1 z 9