Koło (OSM): Schody głęboko w dół
Rozmowa z Czesławem Cieślakiem,
Prezesem Zarządu mleczarni Koło (OSM)
Janusz Górski: Jest Pan doświadczonym, wieloletnim menadżerem pracującym w branży mleczarskiej. Widział Pan rozmaite kataklizmy w branży nabiału. Może Pan je na chłodno porównać. Jak obecny kryzys wygląda na tle tych wcześniejszych?
Czesław Cieślak: Pracuję ponad 30 lat na stanowisku Prezesa. Uważam, że w rolnictwie były okresy dobrej koniunktury i wzrostów cen, ale bywały i takie lata, kiedy trudno było wytłumaczyć, co wpłynęło na bardzo głębokie spadki. Powiedziałbym, że mniej więcej raz na 5 lat mamy rok do półtora bardzo dobrej koniunktury. Później następuje rok lub nieco dłużej głębokiego spadku. Następne dwa lata wyróżniają się średnim poziomem cen.
To, co się wydarzyło w 2022 roku, miało swoje źródło już w drugiej połowie 2021, kiedy trwały przygotowania państw do wojny. Państwa te zaczęły gromadzić zapasy, w tym trwałej żywności takiej jak mleko w proszku i masło, na wypadek wybuchu konfliktu zbrojnego i jego rozszerzania się. Nastąpił wówczas wzrost cen surowców do produkcji: paliw, energii elektrycznej, węgla, gazu. Wzrosły ceny pasz i nawozów. Również ceny mleka zaczęły rosnąć – ze 1,50 zł do 2,80 zł w 2022 roku. A były zakłady, które płaciły 3 zł. To była sytuacja absolutnie nienormalna, a widoczna szerzej na rynku żywności. Choć to nie było normalne, zaakceptowano wzrost cen surowca. Oczywiście producenci mleka zawsze chcą więcej, ale co się okazało? Taka sytuacja na rynkach światowych nie mogła długo trwać. Ceny żywności wciąż rosły i wszyscy przyzwyczaili się do tego, że tak musi być. No właśnie nie.
Wraz ze spadkiem popytu na żywność głęboko spadły ceny na świecie i w Polsce. Wielkie sieci handlowe natychmiast zareagowały, a w Polsce jeszcze mocniej niż w innych krajach. Jeszcze w październiku 2022 roku masło sprzedawaliśmy po 34 zł za kg, dziś sieci handlowe proponują 18 zł za kg. Podobnie zachowuje się rynek mleka w proszku, gdzie nastąpił spadek z 17 zł do 10 zł. W ślad za tym powinno się obniżyć ceny skupu, ale spółdzielnie tego nie robiły, dlatego że ogromny wpływ na politykę cenową surowca mają właściciele, czyli rolnicy. Z tego powodu największe zakłady, które wygenerowały znaczne zyski, długo utrzymywały wysokie ceny skupu, ale sytuacja systematycznie pogarszała się z miesiąca na miesiąc. W styczniu firmy skupowe płaciły już 1,20-1,50 zł za litr mleka w lipcu większość mleczarni proponowała 1,50-1,70 zł.
Czy konsekwencje tego kryzysu będą bardziej destrukcyjne niż te, które miały miejsce?
Myślę, że tak, ponieważ w toku tych zapaści sprzed lat obniżki cen mieściły się w granicach 20-30%. Natomiast to, co się stało w 2023 r., to spadek cen o połowę. Oczywiście ceny mleka wzrosły wcześniej o 70%, ale zwróćmy też uwagę, jak rósł koszt. Moja firma w ubiegłym roku zapłaciła 36 mln zł więcej za zużycie gazu, mimo to uzyskaliśmy dodatni wynik finansowy. Rolnicy jednak zaczęli uważać, że skoro doszło do ceny 2,50 zł, to ta cena jest adekwatna i że tak pozostanie. A dzisiaj sytuacja jest taka, że musimy – mówiąc wprost – wrócić do ceny za mleko, która obowiązywała w 2021 r. czyli do poziomu 1,40 zł.
W styczniu 2022 roku nastąpił krach. Jak opisać to, co mamy teraz?
To są głębokie schody w dół. Od lutego do lipca sytuacja się bardzo, bardzo pogorszyła. Co mamy teraz? Rynek światowy się nie odbudował. Ceny są bardzo niskie, a w kraju mamy za dużo produktów mleczarskich. Dodatkowo produkcja mleka z roku na rok wzrasta. Przy bardzo niskich cenach w eksporcie sieci handlowe wymuszają obniżki cen. To oznacza, że my, spółdzielnie, a dokładnie rolnicy, finansujemy sieci handlowe.
Mleczarnia Koło (OSM) to znaczący eksporter. Jak zmienił się kolski eksport wolumenowo i wartościowo w tym półroczu?
Zakład w Kole jest nastawiony na eksport (prawie 50% wolumenu). Staramy się z roku na rok ten eksport zwiększać. Ponieważ mamy nadprodukcję mleka i zbyt duże moce, to 40% tego, co skupimy i przetworzymy, musimy wywieźć. Przez 6 miesięcy ubiegłego roku wyprodukowaliśmy około 14 tys. ton mleka w proszku, a w tym roku przekroczyliśmy 16 tys. ton (dynamika 119%) przy 80% ubiegłorocznej wartości. Nadrabiamy ilością. Podobnie jest na maśle. Przy dynamice 110% uzyskujemy ceny niższe o 30%. A podkreślmy: w pierwszej połowie 2022 r. ceny nie były jeszcze tak wysokie, jak w drugiej połowie. Dodatkowo trzeba wziąć pod uwagę wartość złotówki. Sprzedając miesięcznie za około 8-9 mln euro mamy 3 mln zł mniej, bo euro z poziomu 4,80 zł spadło do 4,40 zł.
W związku z tym, że eksport stał się mniej opłacalny, każdy, kto tylko ma możliwości, chce na rynku krajowym więcej sprzedać. Sieci handlowe mają w czym wybierać.
Czy mleczarnia Koło (OSM) bierze pod uwagę przyłączanie innych mleczarni?
Myślę, że tylko dwie lub trzy mleczarnie obiecują przejęcia i utrzymanie działalności przejętych spółdzielni. W innych przypadkach nastąpi tylko przejęcie dostawców. Większość spółdzielni w Polsce, które nie dadzą sobie rady, będzie musiała po prostu zaprzestać działalności.
W Polsce mamy ponad 90 spółdzielni, to jest ewenement na całą Unię Europejską. Takiej sytuacji nigdzie nie ma, chyba że we Francji, gdzie małe zakłady działające praktycznie w każdej większej miejscowości produkują na lokalny rynek.
Czy widzi Pan symptomy poprawy sytuacji popytowej w sprzedaży krajowej w skali całego kraju?
Spożycie nabiału w Polsce w stosunku do innych państw jest niskie. Brakuje nawyku spożywania większej ilości produktów mleczarskich. W ostatnim roku handel podniósł też argument o spadku sprzedaży w związku ze wzrostem cen. Rząd z różnych stron chce dołożyć społeczeństwu pieniądze, żeby lepiej mu się powodziło, ale i tak widzimy zubożenie rodzin i spożycie się zmniejsza.
Wszystko zależy od tego, jak będzie kształtował się rynek i ceny żywności na świecie. Na razie ceny żywności wróciły do poziomu sprzed kilkunastu lat, ale koszty produkcji od tego czasu znacznie wzrosły. Oczywiście na świecie mają miejsce różne kataklizmy: susze, pożary, powodzie. To może spowodować lekki wzrost światowych cen. Są symptomy, że może to nastąpić za 2-3 miesiące.
Jakie są konsekwencje obecnego kryzysu? Na czym mleczarnie oszczędzają?
Ceny energii elektrycznej są rządowe. Niestety wzrosły co najmniej o 100% w stosunku do ubiegłego roku, a w ubiegłym roku też były wyższe w porównaniu do poprzedniego. Ceny gazu spadły o połowę, ale zniwelował to wzrost kosztów energii elektrycznej. Ceny paliw są w dalszym ciągu wysokie. Wzrastają ceny części zamiennych i płac. Każdy chce zarabiać więcej. Politykom łatwo powiedzieć, że od 1 stycznia wzrastają najniższe wynagrodzenia o 650 zł. Ale co to znaczy? Do 650 zł należy dodać podatki, składki ZUS i składki zdrowotne. W sumie będzie to 1000 zł. Kto to ma pokryć? Rząd nie płaci wynagrodzeń, płacą przedsiębiorcy. Sam widzę, że trzeba będzie albo zwolnić ludzi, albo zrezygnować z pewnych produktów, gdy nie da się uzyskać wyższych cen.
Dodajmy jeszcze opłaty za emisje. Co z tego, że mamy bardzo oszczędną i niskoemisyjną kotłownię gazową, kiedy musimy odprowadzić od tego kilka milionów złotych? To jest chore, co się w Polsce dzieje. Energia elektryczna jest w naszym kraju chyba najdroższa na świecie.
Podczas ostatniego spotkania w siedzibie KZSM Zw. Rew. powiedział Pan, że 90% firm mleczarskich wykazuje w 2023 r. stratę netto. Czy coś się zmienia?
Sytuacja jest jeszcze gorsza. Są może 1-2 mleczarnie, które wychodzą na zero. Większość notuje straty. W nieco lepszej sytuacji są zakłady, które produkują galanterię na rynek krajowy: napoje, serki, mleko spożywcze, gdzie ceny zmniejszyły się o 20-25%. Ceny w eksporcie spadły o 40-50%. A jeżeli eksport upada, to każda spółdzielnia stara się sprzedać jak najwięcej w kraju i tworzą się duże zapasy. Co za tym idzie, wysokie ceny skupu mleka muszą spaść do 1,40-1,60 zł w najlepszych firmach.
Z tego, co wiem, to praktycznie cała branża generuje straty. Dlatego musimy wrócić do ceny z 2021 r., do 1,40 zł za litr mleka.
Panie Prezesie, jeżeli mówimy o tym, że mleczarnie są na minusie, to oznacza, że muszą przejadać środki zarobione w 2022 roku. Ile firm sięga jeszcze głębiej?
Mogę powiedzieć, że już w kwietniu zjedliśmy ubiegłoroczny zysk, a teraz zjadamy zyski z poprzednich lat, których nie wydaliśmy na inwestycje. Jako duży zakład nie korzystamy z żadnych dotacji, nie mamy możliwości uzyskania jakichkolwiek środków pomocowych.
Jaka część spółdzielni Pana zdaniem nie przeżyje tego roku?
To mocne pytanie. Na pewno kilkanaście spółdzielni musi szukać możliwości połączenia albo zamknąć działalność, chyba że rolnicy zgodzą się na niższe ceny. Od grudnia wielu dostawców mleka do firm skupowych otrzymuje 1,20-1,40 zł i jakoś się godzą. Czyli jednak jest pewna nadzieja dla spółdzielni mleczarskich. Jeśli dziś, według informacji Sparks, mleko przerzutowe jest po 1,50 zł, to znaczy, że ktoś musi to skupować i jeszcze na tym zarobić. Takich, co dokładają do biznesu, nie ma wielu, a i to na krótką metę.
Czyli jakiś optymistyczny akcent na koniec Pan jednak widzi?
Byle do wyborów, bo po nich przycichną kłótnie, choć raczej się nie zakończą. Ale kiedy wybory miną, wtedy zaczniemy myśleć o gospodarce i o Polsce. Oby było mniej walki politycznej i nienawiści wobec siebie. To nam tak bardzo potrzebne, zwłaszcza przy tym, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Miejmy nadzieję, że przyjdzie czas opamiętania, bo Polska to nie tylko slogan i nie tylko słowa, tę Polskę trzeba mieć w sercu z myślą o naszej wspólnej przyszłości.
Dziękuję za rozmowę
Janusz Górski