Związek Polskich Przetwórców Mleka: Sztuczna inteligencja to kierunek perspektywiczny

Janusz Górski
Forum Mleczarskie Handel 4/2025 (130)
Marcin Hydzik
© zppm

związek polskich przetwórców mleka logo

 

 

 

 

 

Rozmowa z Marcinem Hydzikiem,

prezesem zarządu Związku Polskich Przetwórców Mleka (ZPPM)


Panie Prezesie, branża mleczarska zdaje się zmagać ze starymi i nowymi problemami. Do tego, co już znamy, doszły silna złotówka i zagrożenie pryszczycą. O ile w przypadku pryszczycy można rygorystycznie badać każdy transport zwierząt z terenów zagrożonych, to co można zrobić w dziedzinie naszego eksportu?

Silna złotówka na pewno nie jest ułatwieniem dla naszych firm w kwestii konkurowania ceną na rynkach zagranicznych. Gdy polska waluta umacnia się wobec euro czy dolara, nasze produkty mleczne stają się relatywnie droższe dla zagranicznych odbiorców. Z drugiej strony import staje się tańszy, co może dodatkowo zwiększyć konkurencję na rynku krajowym. Eksport jest filarem branży – co roku wysyłamy za granicę ok. 35–40% krajowej produkcji nabiału, więc kurs walut ma ogromne znaczenie dla opłacalności. Niestety, zbyt mocny złoty odbiera nam przewagę konkurencyjną, przez co polscy eksporterzy mleka notują niższe marże i mogą tracić udziały rynkowe na rzecz producentów z krajów o słabszej walucie.

Silna złotówka nie jest jedynym problemem polskich eksporterów – są nim także koszty produkcji, zwłaszcza energii. Jeżeli chociaż w połowie prawdą jest to, że Polska ma najdroższy prąd w UE, to raczej tutaj szukałbym rozwiązań wspierających konkurencyjność polskiego eksportu mleczarskiego. Nie chciałbym za to powtarzać banałów o konieczności poszukiwaniu nowych rynków zbytu, bo zakłady to robią i nie trzeba nikogo do tego przekonywać. To, co zawsze było pewną bolączką polskiego eksportu mleczarskiego, to w dużej mierze jego surowcowy, półproduktowy charakter, co powoduje dużą wrażliwość na wahania cen na rynkach światowych. Dlatego to, czego potrzeba, to promocja polskich produktów o wyższej wartości dodanej przeprowadzona na rynkach zagranicznych. Jedynymi produktami, które z jednej strony da się transportować na duże odległości, a z drugiej mogą być czymś więcej niż tylko surowcem do dalszego przetwórstwa, są rzecz jasna sery. Aktualnie dużo mówi się o Polsce za granicą i to zazwyczaj pozytywnie, więc może to jest właściwy moment, by zacząć prowadzić działania promocyjne na dużą skalę. Widzę tu szczególną rolę dla Funduszu Promocji Mleka, ale czy zostanie on wykorzystany zgodnie ze swoim celem, to już temat na zupełnie inną rozmowę.

ZWIĄZEK POLSKICH PRZETWÓRCÓW MLEKA sejm
© zppm

Czy mleczarskie organizacje branżowe spotkały się z prezesem banku centralnego i Radą Polityki Pieniężnej, aby omówić wpływ słabego dolara i euro na nasz eksport?

NBP ma własny punkt widzenia, który nie zawsze odzwierciedla to, co myślą przedsiębiorcy. Prezes NBP Adam Glapiński poinformował na konferencji prasowej w lutym, że RPP (prezes NBP jest zarazem jej przewodniczącym) cieszy się z mocnego złotego, ponieważ taki stan rzeczy działa antyinflacyjnie. Dodał, że NBP systematycznie prowadzi ankiety wśród przedsiębiorców, z których wynika, że kurs złotego „nie jest nawet w pierwszej dziesiątce problemów, którymi sobie zaprzątają głowę”. Widać, że uwarunkowania polityki pieniężnej w tym przypadku stoją w sprzeczności z potrzebami konkretnych branż i sektorów gospodarki. Rozumiemy te mechanizmy, ale konsekwentnie prosimy o wyważenie polityki tak, by nie przedobrzyć. Naszym celem nie jest sztuczne zaniżanie wartości złotego, lecz niedopuszczenie do jego nadmiernej aprecjacji, która zaczyna „dusić” eksporterów mleka. Znając uprawnienia i zakres odpowiedzialności Rady Polityki Pieniężnej i NBP trudno jednak nie zauważyć, że przydałoby się szersze spojrzenie na całą gospodarkę i jej potrzeby. Wskazujemy, że sytuacja sektora mleczarskiego jest szczególna. Nasz rynek wewnętrzny jest w dużej mierze nasycony, więc eksport stanowi dla branży „zawór bezpieczeństwa” pozwalający zagospodarować nadwyżki produkcji. Przy takiej strukturze sprzedaży wrażliwość na kurs walutowy jest większa niż w innych sektorach gospodarki.

Jakie jest przełożenie obecnej sytuacji na rynku walutowym na wolumen nabiału sprzedawanego na rynku krajowym? Jak wygląda polski eksport mleczarski dziś w porównaniu z analogicznym okresem w 2024 r.?

Zgodnie z danymi udostępnianymi przez MRiRW w okresie pierwszych trzech miesięcy 2025 r. pod względem wolumenu wyeksportowaliśmy o niecały 1% mniej produktów mleczarskich niż w analogicznym okresie roku poprzedniego, za to o ponad 7,5% więcej pod względem wartości denominowanej w złotówkach i nieco ponad 10% więcej pod względem wartości wyrażanej w euro. Innymi słowy – silna złotówka na razie nie miała bardzo dużego, negatywnego wpływu na wyniki polskiego eksportu. Zmiany kursu złotówki wobec walut obcych nie mają wielkiego wpływu na wolumen sprzedaży na rynku krajowym – stabilny wzrost produkcji mleka wymusza również wzrost produkcji wyrobów gotowych, a jeżeli eksport rośnie wolniej niż produkcja, to przy względnie stałym popycie wewnętrznym ceny wyrobów gotowych na rynku krajowym po prostu spadają – co obserwujemy w przypadku większości głównych kategorii produktowych.

W naszym rankingu TOP 100 zakładów mleczarskich w Polsce zauważyliśmy, że podmioty prywatne łatwiej przechodziły trudny czas kryzysu w porównaniu z podmiotami spółdzielczymi i osiągały wyższy zysk netto. Jak prywatne zakłady mleczarskie zamknęły 2024 r.? Jak zmieniła się ich rentowność i efektywność?

Rok 2024 okazał się dla branży okresem wyraźnej poprawy wyników finansowych w porównaniu z trudnym rokiem 2023. Dotyczy to zarówno spółdzielni mleczarskich, jak i zakładów prywatnych. Po załamaniu cen na początku 2023 r. wiele firm odnotowało straty – szczególnie najmniejsze mleczarnie musiały się zadłużać, by utrzymać dostawców mleka i przetrwać okres dekoniunktury. Na szczęście od połowy 2024 r. sytuacja zaczęła się odwracać. Ceny wyrobów mlecznych odbiły na światowych rynkach, popyt się ożywił, a polskie firmy odzyskały rentowność. Łączne przychody sektora mleczarskiego w 2024 r. były o 7% wyższe rok do roku, a skumulowany zysk netto branży wzrósł prawie trzykrotnie, przekraczając 1 mld zł. To imponujący skok pokazujący, że firmy wykorzystały sprzyjającą koniunkturę, ale jest to także dowód na to, że posiadamy ważny atut w postaci elastyczności w reagowaniu na kryzysy.

Jeśli chodzi o prywatne zakłady mleczarskie, ich kondycję oceniam generalnie jako stabilną, z kilkoma bardzo mocnymi graczami na czele. Największe prywatne podmioty poradziły sobie dobrze dzięki dywersyfikacji produktów i inwestycjom. Wykorzystały one odbicie popytu, zwiększając sprzedaż wysoko przetworzonych wyrobów i wchodząc na nowe rynki. Na przykład Grupa Polmlek (największa prywatna firma mleczarska w Polsce) osiągnęła solidne wyniki i zapowiedziała rekordowe inwestycje – rzędu ponad 1 mld zł – w nowe technologie i zieloną energię, co świadczy o jej dobrej kondycji i ambicjach rozwojowych. Inne prywatne podmioty również odnotowały zyski.

Natomiast opisywaną przez Pana Redaktora różnicę w przechodzeniu kryzysu przez spółdzielnie i zakłady prywatne wytłumaczyłbym także kwestiami prawno-organizacyjnymi. Zakłady prywatne, działające na podstawie kodeksu spółek handlowych, po prostu szybciej reagują na wyzwania rynkowe, są bardziej elastyczne w kwestii podejmowania decyzji. Jak kiedyś powiedział mi jeden z szefów dużej spółdzielni, dla niego ważniejsza od zysku jest płynność finansowa. Jeżeli tak jest, to zupełnie inaczej podchodzi się do podejmowania decyzji ekonomicznych.

Nie oznacza to jednak, że ten pozytywny trend zahamuje konsolidację na rynku. Średnie i małe spółdzielnie nadal działają w wymagających warunkach. Część najmniejszych przetwórców znalazła się w bardzo trudnej sytuacji ekonomicznej już wcześniej i 2024 r. był dla nich raczej okresem odrabiania strat niż rozwoju. W ich przypadku wzrost kosztów (energii, pracy, finansowania kredytów) przy jednoczesnym wcześniejszym spadku cen wyrobów mocno nadwyrężył kapitały. Zatem czeka ich czas podejmowania trudnych decyzji polegających na znalezieniu inwestorów lub łączenia sił z większymi graczami, żeby poprawić efektywność. 

Ogólnie rzecz biorąc, kondycję prywatnych zakładów mleczarskich w 2024 r. oceniam jako dobrą, z wyraźnym rozwarstwieniem: duże firmy prywatne są silne i rentowne, średnie radzą sobie przyzwoicie, a najmniejsze walczą o utrzymanie się na rynku. Zatem należy się spodziewać kontynuacji procesów konsolidacji.

Jak udana druga połowa 2024 r. oraz pomyślny pierwszy kwartał 2025 r. wpłynęły na poziom inwestycji w park maszynowy i nowe technologie? Czy firmy wykorzystują czas dobrej koniunktury do dalszych wdrożeń, np. w obszarze AI? Jak to wygląda w praktyce?

Branża mleczarska w Polsce od lat intensywnie inwestuje w nowe technologie – to jeden z warunków utrzymania konkurencyjności zarówno na rynku UE, jak i globalnie. To także element realizacji zrównoważonej produkcji i przetwórstwa mleka – z jednej strony narzuconej nam przez UE, ale z drugiej po prostu koniecznej w związku ze zmianami klimatycznymi.

Rok 2024 był rekordowy pod względem nakładów inwestycyjnych wielu firm. Najwięksi gracze przeznaczyli znaczne środki na modernizacje zakładów, automatyzacje linii produkcyjnych i poprawę efektywności energetycznej. Wspomniany już Polmlek w najbliższych latach planuje przeznaczyć ponad 1 mld zł na innowacyjne technologie i odnawialne źródła energii. Z kolei spółdzielnia Mlekpol ogłosiła, że w samym 2024 r. wydała ponad ćwierć miliarda złotych na rozwój – głównie na modernizację, automatyzację i robotyzację procesów.

Te gigantyczne kwoty pokazują, jak poważnie traktujemy unowocześnianie branży. Inwestycje obejmują m.in. nowe linie produkcyjne (np. proszkownie mleka, linie serowarskie), rozbudowę mocy wytwórczych UHT, magazyny wysokiego składowania sterowane komputerowo czy własne biogazownie i instalacje fotowoltaiczne zmniejszające koszty energii. Wiele projektów jest wspieranych funduszami unijnymi (np. z KPO czy programów modernizacji przemysłu rolno-spożywczego), co dodatkowo zachęca firmy do sięgania po najnowsze rozwiązania. Na hali produkcyjnej naszych zakładów coraz częściej można spotkać roboty i zaawansowane systemy sterowania. 

Poziom technologiczny polskich mleczarni jest dziś porównywalny z najlepszymi w Europie. Co więcej, bardzo często mleczarze z krajów europejskich przyjeżdżają do Polski, aby zobaczyć, jak wygląda nowoczesne przetwórstwo. To też jest miara naszego sukcesu.

Jeśli chodzi o wdrożenia sztucznej inteligencji (AI), to jest to kierunek dopiero raczkujący, ale bardzo perspektywiczny. Branża zaczyna dostrzegać korzyści z AI w różnych obszarach: od przewidywania popytu i optymalizacji łańcucha dostaw, przez utrzymanie ruchu maszyn, aż po kontrolę jakości produktu w czasie rzeczywistym. Kilka dużych firm prowadzi pilotażowe projekty wykorzystujące AI. Mogę tu przytoczyć ciekawy przykład ze współpracy nauki z przemysłem: naukowcy z SGGW opracowali system Milk Fraud Analyzer (MFA) oparty na sieciach neuronowych, który analizuje zdjęcia próbek mleka i wykrywa, czy mleko zostało nielegalnie odwirowane (np. by ukryć chorobę krowy).

Ponadto niektóre mleczarnie testują systemy wizyjnej kontroli opakowań z wykorzystaniem AI, które wychwytują najmniejsze wady opakowań na taśmie produkcyjnej szybciej niż człowiek. Inne firmy korzystają z uczących się algorytmów do prognozowania cen surowców i produktów na rynkach światowych, co pomaga lepiej planować sprzedaż i zakupy. Aplikacje AI pojawiają się też w obsłudze klienta – to np. chatboty ułatwiające odpowiadanie na zapytania eksportowe, choć to akurat mniej istotne dla produkcji. Trzeba zaznaczyć, że wdrażanie AI to dopiero początek drogi. Wielu menedżerów dopiero zdobywa wiedzę, jak te narzędzia wykorzystać. Z badań wynika, że ponad połowa przedsiębiorstw oczekuje realnych oszczędności z zastosowania AI już w najbliższych latach, ale jedynie 6% firm czuje się w pełni gotowych pod względem kompetencji do wykorzystania sztucznej inteligencji. Do tego po prostu trzeba mieć odpowiednich pracowników lub zlecać realizację zadań firmom zewnętrznym, a to kosztuje.

ZWIĄZEK POLSKICH PRZETWÓRCÓW MLEKA
© zppm

Poziom inwestycji technologicznych jest obecnie bardzo wysoki, a polskie firmy mleczarskie śmiało wdrażają najnowsze zdobycze techniki: od automatyki po pierwsze aplikacje AI. Dzięki temu nasza branża utrzymuje przewagę konkurencyjną.

Porozmawiajmy o wpływie polityki celnej prezydenta USA Donalda Trumpa na naszą rzeczywistość mleczarską. Czy dostępne są symulacje wpływu tych działań na polski eksport mleczarski?

Nie spotkałem się z takim opracowaniem i chyba jeszcze takie nie powstało, bo nie minęło zbyt dużo czasu od momentu ogłoszenia nowych stawek celnych na produkty spożywcze importowane z UE do USA, a sama Unia dopiero co ogłosiła swoją odpowiedź, co zgodnie z doniesieniami skłoniło prezydenta Trumpa do zrewidowania swoich decyzji, gdyż zgodnie z doniesieniami pod koniec maja Donald Trump po rozmowie z Ursulą von der Leyen poinformował o wstrzymaniu planowanego na 1 czerwca wprowadzenia 50% ceł na towary z Unii Europejskiej – nowy termin to 9 lipca 2025 r. 

Niezależnie od tego, zgodnie z danymi Eurostatu w 2024 r. Polska wyeksportowała do USA 1724 tony serów. Dla porównania cała UE w tym samym czasie wyeksportowała do USA (w 2024 r.) 141 879 ton tego produktu. Biorąc pod uwagę, że ogółem do wszystkich krajów polscy eksporterzy w 2024 r. wyeksportowali 285 675 ton serów i twarogów, to z pewnością USA nie są bezpośrednio ważnym partnerem handlowym dla polskich serowarów. Natomiast utrata rynku amerykańskiego przez UE może mieć negatywny wpływ na polską branże mleczarską z takich samych powodów, co utrata rynku rosyjskiego – pewną masę towarową trzeba będzie umieścić na innych rynkach eksportowych, co doprowadzi do wzrostu konkurencji, a w konsekwencji może doprowadzić do obniżek cen. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że istotną część mleczarskiej produkcji z UE, która trafiała do USA, stanowią wysokogatunkowe sery chronione geograficznie, za które Amerykanie i tak byli gotowi płacić, a których sami nie mogą legalnie produkować, to wpływ amerykańskich ceł może nie być aż tak duży, jak mogłoby się wydawać, zwłaszcza że wielkość unijnego eksportu mleczarskiego do USA nie jest przesadnie duża, choćby w porównaniu z całością polskiego eksportu mleczarskiego. Dodatkowo – zgodnie z doniesieniami – Wielka Brytania, będąca dużym importerem unijnych serów, ma otrzymać od USA specjalne przywileje celne, co może pozwolić na wzrost sprzedaży brytyjskiej produkcji na rynek amerykański, a w celu zaspokojenia popytu wewnętrznego na wzrost importu z UE do Zjednoczonego Królestwa.

W interesie polskich mleczarzy leży, by konflikt celny USA – UE został zażegnany. Popieramy działania Komisji Europejskiej zmierzające do dialogu i wypracowania porozumień. Handel międzynarodowy najlepiej rozwija się w przewidywalnym otoczeniu, a wojny celne taką przewidywalność niszczą. Liczymy, że partnerstwo UE z USA wróci na stabilne tory, bo inaczej wszyscy stracą na przedłużającym się sporze.

Upłynęło już trochę czasu od prezentacji mapy drogowej oraz dokumentu strategii dla polskiej branży mleczarskiej. Co dzieje się teraz w tej sprawie i na jakim etapie realizacji mapy drogowej się znajdujemy?

Mapa drogowa, jak sama nazwa wskazuje, pokazała kierunek, w którym mamy pójść, czyli rozwój eksportu na rynki afrykańskie i azjatyckie, potencjał sera jako naszego czołowego produktu wysokomarżowego, rozwój zrównoważonej produkcji i przetwórstwa. Obecnie toczą się dyskusje nad założeniami dokumentu – uważam, że najlepiej, gdyby miał on formę uniwersalną. Nie powinien dosłownie wymieniać konkretnych liczbowych celów do osiągnięcia, gdyż każdy kryzys i zawirowanie na rynku spowodują, że stanie się on po prostu nieaktualny. Używając języka wojskowego, to ma być strategia dla branży, a nie podręcznik taktyki. 

Czy dobra koniunktura ułatwia, czy utrudnia realizację tej strategii?

Obecna dobra koniunktura w branży mleczarskiej paradoksalnie sprzyja realizacji strategii, ale niesie też pewne ryzyko rozluźnienia dyscypliny. Dobra sytuacja finansowa firm ułatwia wdrażanie zmian, daje więc komfort działania i margines bezpieczeństwa finansowego, Mówiąc wprost, mamy środki, by inwestować w przyszłość, a to ogromny atut.

Z drugiej strony dobra passa może nieco usypiać czujność. Gdy wszystko idzie dobrze, naturalną skłonnością jest odkładanie trudnych decyzji na później.

Strategia jest po to, by przygotować nas na przyszłe, być może gorsze lata.

Właśnie pojęcie dokumentu jako strategicznego, czyli na dość wysokim poziomie ogólności, pozwoli na uniknięcie sytuacji, w której dobra lub zła koniunktura wpłynie niekorzystnie na aktualność dokumentu. To ma być plan na lata, żyjący, czyli uzupełniany na bieżąco, swoista biblia polskiego mleczarstwa. Oczywiście pozostaje kwestia, na ile spółdzielnie i firmy odnajdą w strategii swoje cele i zamierzenia. Uważam, że to firmy i spółdzielnie najlepiej wiedzą, gdzie i w co powinny inwestować. Naszą rolą jest pokazywanie możliwości w oparciu o obiektywne dane. Powinniśmy też określać priorytety strategiczne możliwe do zrealizowania. Nie ma nic gorszego niż frustracja spowodowana niemożnością osiągnięcia tego, co zaplanowaliśmy, z powodu zbyt ambitnego podejścia i braku obiektywnych możliwości realizacji celu.

Na zakończenie dodam, że dobra passa ułatwia też komunikację strategii rolnikom i pracownikom. Gdy firmy dobrze prosperują, łatwiej przekonać wszystkich interesariuszy do zmian – nie ma napięcia, że ktoś traci.

Dziękuję za rozmowę
Janusz Górski

Zobacz także