Gospodarka: Strach ma wielkie oczy
Co robią giganci?
Kryzys czy nie kryzys, firma Müller Dairy 16 stycznia 2012 przejął za równowartość 427 mln USD prężnie działającą mleczarnię Robert Wiseman Dairies, jedną z największych na Wyspach Brytyjskich. W Müller Dairy dobrze wiedzą, że nadchodzi czas dobrych i tanich zakupów. Grupa Lactalis również nie traci czasu i kupuje szwedzką mleczarnię Skanemejerrier, a w lutym zamierza dopiąć negocjacje do szczęśliwego końca. Jeszcze niedawno Arla Foods przejęła szwedzką mleczarnię Milko, a już planuje rozpocząć produkcję serów w Rosji i jednocześnie inwestuje w zakład w szkockim Lockerbie. IDB bierze natomiast 350 mln euro z konsorcjum 7 banków w celu dalszej ekspansji. Nikt nie czeka aż kryzys do zapuka do jego drzwi.
Ku pokrzepieniu serc
W naszym polskim piekle nic nie wychodzi lepiej jak psucie tego, co jest dobre i robienie byle czego, w nadziei, że jakoś to będzie. Mimo to, kiedy popatrzymy na inne gospodarki, to widać, że „nasz kryzys” wygląda całkiem inaczej. Polskim firmom rosną obroty i zyski. Polska gospodarka – z czego możemy być dumni – rozwija się szybko, choć do osiągnięcia stopy życiowej mieszkańca zachodniej Europy wiele nam brakuje. Nasze oczekiwania sięgają jednak skoku cywilizacyjnego i zapominamy, że na dobrobyt trzeba zapracować. Ale kiedy patrzymy na astronomiczne zadłużenie USA, bankrutującą gospodarkę Grecji, kulejącą zdolność do spłaty długów przez Włochy i Portugalię czy gigantyczne bezrobocie w Hiszpanii, to cieszmy się, że nasza gospodarka pozostaje stabilna. Dlatego warto łaskawszym okiem popatrzeć na własny kraj, który lepiej lub gorzej, ale idzie do przodu mimo wrzasków polityków skaczących sobie do gardeł. Z pewnością polska gospodarka bez jej polityków wygląda lepiej.
Dziś polska gospodarka osiąga 4,3% wzrostu PKB za 2011 r. Polacy wciąż kupują, czym wprawiają w zakłopotanie i osłupienie specjalistów z wielkich banków, których firmy-matki zafundowały światu kryzys w 2008 roku. Podczas gdy klienci w kraju kupują, firmy coraz więcej eksportują. Firmy mleczarskie wytwarzające sery, mleko w proszku, masło zacierały w 2011 roku ręce dzięki słabej pozycji złotego będącej wynikiem chaosu makroekonomicznego. Powiedzmy otwarcie: firmy mleczarskie stały się beneficjentem stagnacji i kryzysu w krajach Europy zachodniej.
Ostatnie dwa miesiące 2011 roku były dla Forum Mleczarskiego czasem sondażu wśród prezesów mleczarni. Absolutnie wszyscy oceniali tamten rok pozytywnie, w najgorszym wypadku mówiono o zachowaniu wyników z roku ubiegłego. Najsłabsze oceny wzrostu za 2011 r. oscylowały między +5% a +10%. Średnia odpowiedzi dotyczących wzrostu przychodów wyniosła 15%, a rekordziści wspominali o 20-25% wzroście. Zapytajmy wprost: czy tak wygląda kryzys? Oczywiście za wyższe wyniki płaci się słabszą rentownością, a zdecydowanie najgorzej wypadały firmy koncentrujące swoją produkcję na galanterii mleczarskiej oraz posiadające dość bezbarwne i niewyróżniające się portfolio produktowe.