Czysta etykieta: Bez, bez, bez…

Janusz Górski
Forum Mleczarskie Handel 3/2015 (70)

W tym samym kierunku podążyła Mleczarnia Turek z produktami Turek NaTurek Puszysty. Jak deklaruje firma w procesie produkcji nie są wykorzystywane ani substancje, które są uzupełnieniem naturalnych składników mleka, ani kształtujące teksturę i stabilność produktu.

Ciekawym produktem na rynku produktów „clean label” jest jogurt Piątuś wytwarzany przez mleczarnię Piątnica (OSM), a kierowany do najmłodszych konsumentów. Jego mocną stroną jest brak aromatów, barwników oraz syropu glukozowo-fruktozowego, zmory wszystkich produktów spożywczych. Jego dodatkowym walorem jest wysoka zawartość białka. Produkt nie zawiera natomiast glutenu.

Szacunek dla produkcji wyrobów z najmniejszą niezbędną ingerencją w skład przyświeca także mleczarni Maluta Nowy Dwór Gdański (OSM). W ofercie firmy zwracają uwagę śmietany „Łagodnie Ukwaszone”, które są naturalnie gęste i aromatyczne. Nie zawierają zagęstników. Firma poleca je do spożywania na surowo, m.in. z uwagi na witaminy A, D, E, K, żywe kultury bakterii, w tym dobroczynne dla układu trawiennego Lactobacillus acidophilus. Inną propozycją są serki Zielona Łyżeczka, polecane osobom dorosłym i dzieciom, wytwarzane bez konserwantów i zbędnych dodatków. Oprócz nich dostępny jest świeży twarożek ziarnisty bez dodatku podpuszczki.

Inną firmą, która przygląda się trendom jest Kruszwica (ZT). Wprowadzona w ubiegłym roku Naturima to produkt bez ulepszaczy, pierwszy produkt clean label w kategorii margaryn. To propozycja dla osób chcących odżywiać się świadomie. W składzie wyrobu nie ma sztucznych barwników, aromatów lub konserwantów.

Analizując wpływ trendu „czystej etykiety” warto przyjrzeć się stagnacji w konsumpcji jogurtów owocowych w Polsce, przy wzroście w kategorii jogurtów naturalnych. Nie jest bowiem tajemnicą (choć wielu menadżerów zdaje się w to nie wierzyć), że sukces jogurtów naturalnych wynika z wiary w czystość produktu i ich rzeczywistą niską kaloryczność. Tymczasem jogurty owocowe kojarzą się z wysokim poziomem kaloryczności (cukrem dosypywanym zwłaszcza do produktów dla dzieci) lub dodatkiem sztucznych słodzików ewentualnie syropu glukozowo-fruktozowego. Do tego kojarzą się z barwnikami i substancjami odpowiedzialnymi za konsystencję. Niezrozumiałe, chemicznie brzmiące nazwy budzą strach o zdrowie własne, a zwłaszcza dzieci. A strach ma wielkie oczy. Technolog, który zna wszystkie zastosowane dodatki łatwo oddziela te dodatki, które są kontrowersyjne, od nieszkodliwych, ale konsumenci już tego nie potrafią. Dla nich liczy się gwarancja dobrego produktu.

Reset

Polscy konsumenci zaczynają ewoluować – od shopperów szukających produktów najtańszych, w kierunku poszukiwania produktów zdrowych. Oczywiście spryt zakupowy ustępuje rozsądkowi tam, gdzie zasobność portfela i świadomość na to pozwalają. Dlatego handlowcy, którzy nie mają do zaoferowania produktów bez „E” powinni szybko nadrobić zaległości. To nie tylko kaprys mieszkańców wielkich aglomeracji, to chęć zadbania o własne zdrowie. Wystarczy wsiąść do autobusu by usłyszeć rozmowę o chemii w żywności czy zobaczyć młodych ludzi czytających książki z kategorii „Wiem co jem”. Fani mediów elektronicznych w koncernach spożywczych i firmach mleczarskich powinni poczytać fora internetowe, by zrozumieć zwykłych ludzi, którzy są ich klientami.

Warto zauważyć, że czyszczenie etykiet z konserwantów, barwników i polepszaczy staje się sposobem na poprawianie wyników sprzedaży firm, także mleczarskich. Zmieniając etykietę trzeba wziąć pod uwagę pojawiające się nieuchronnie koszty nowych dodatków i ich aplikacji oraz konieczność zdefiniowania korzyści – faktycznych! – dla konsumenta. Komu pomoże polityka resetu?

Tradycyjne znaczy czyste

Jako że pojęcie produktów z czystą etykietą jest dość płynne i pojemne, można przyjąć, że niektóre z jednorodnych czy tradycyjnych produktów, jak np. Emilki ser twarogowy firmy Mlekoma, będą utożsamiane z omawianym tematem. Jest to też oczywiste w przypadku produktów ekologicznych. W przypadku pierwszych z ww. jest to słuszny tok rozumowania, gdyż w produkcji mleka, twarogu lub tradycyjnych specjalności, kłopotliwych dodatków generalnie się nie stosuje. To istotna wskazówka dla samych konsumentów, którzy podejrzliwie podchodzą do najprościej nawet wytwarzanych produktów. Szczególnie skorzystać mogą na tym cenione produkty tj. sery smażone, które nawiązują do starych tradycji produkcji w Wielkopolsce i Śląsku. Niewielka jeszcze, acz rosnąca grupa konsumentów poszukuje takich nowych smaków, wysokich jakościowo produktów chcąc wrócić do tradycji oraz odżywiać się zdrowo. Promocja unijna Kampanii Trzy Znaki Smaku, a także pikniki w rodzaju Poznaj Dobrą Żywność umożliwiają kontakt z producentem i produktem, przybliżając niepowtarzalny smak i aromat produktów tradycyjnych. Do takich należą m.in.: sery smażone Frąckowiak czy sery smażone z Czarnkowa. Dla przykładu ser ekologiczny smażony z Granowa czy Wielkopolski Ser Smażony z ChOG z Czarnkowa dają gwarancję przygotowania według starych zasad i szacunku dla konsumenta i produktu. Ich przewagą nad produktami z kategorii certyfikowanych jest relatywnie niska cena wynikająca z produkcji w rodzimych, wciąż tanich warunkach. Powinni to sobie uświadomić ci handlowcy, którzy kręcą nosem na polskie produkty mając jednocześnie na półkach importowane produkty z certyfikatami ChNGlub ChOG, po cenach kilkukrotnie wyższych. Czy te ceny nie są zaporowe i czy produkty te wyróżniają się wysoką rotacją?

W grupie produktów, które z reguły nie zawierają sztucznych dodatków są: mleko, twarogi, napoje fermentowane. Przykładem firmy, która bacznie obserwuje nowe trendy i od lat stawia na naturalność jest firma Milkpol. Wytwarzane przez nią sery białe i śmietanki wyróżniają się naturalnym sposobem wytwarzania i wysokimi walorami sensorycznymi, co potwierdzała w przeszłości Kapituła Superarbitrów na Krajowej Ocenie Serów złożona ze specjalistów w zakresie oceny jakości produktów.

Choć uprawnione do tego organy władzy i urzędy pilnują, aby żywność nie zawierała szkodliwych substancji, to umówmy się – nauka idzie do przodu i to, co było dozwolone wczoraj, nie musi być dozwolone dziś. Katalizatorem uruchomienia na nowo całego zjawiska podejrzliwości i w konsekwencji trendu „czystej etykiety” były badania przeprowadzone na próbie 300 dzieci w 2007 roku na uniwersytecie w Southampton w Wielkiej Brytanii. Badanie miało na celu sprawdzenie wpływu kilku barwników pochodzenia syntetycznego (współistniejących łącznie w produktach spożywczych) oraz benzoesanu sodu, na nadaktywność u dzieci. Choć osobno związki te nie wykazywały wpływu na nadaktywność najmłodszych, to łącznie już tak. Wyniki przyniosły zwrot w sposobie myślenia, gdyż skłoniły Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) do zmian dopuszczalnych dawek stosowania tych substancji. Badaniu poddano takie związki jak E 102, E 104, E110, E 122, E 124, E 129, czyli żółcień pomarańczową, żółcień chinolową azorubinę, czerwień allura, tartrazynę i czerwień koszenilową. Zaraz potem również konsumenci zaczęli kwestionować potrzebę stosowania tylu dodatków.

Strona 2 z 2