Włoszczowa (OSM): Dumni ze swoich serów

Janusz Górski
Forum Mleczarskie Handel 2/2019 (93)




Rozmowa z Ryszardem Piziorem,
Prezesem Zarządu mleczarni Włoszczowa (OSM)


Jaka jest Pana zdaniem opinia nt. kondycji krajowego rynku serów? Czy Polacy nadal wybierają rodzime sery? Czym się kierują?

Krajowy rynek serów rośnie od wielu lat. Obserwuję to od 2007 r., kiedy zostałem Kierownikiem Handlu we Włoszczowie. Produkcja rozwija się dość dynamicznie. W 2018 r. było to 344 tys. ton, ale kilka lat wcześniej było zdecydowanie poniżej 300 tys. ton. Krajowe serownie rozwijają moce produkcyjne, a Włoszczowa jest tu klasycznym przykładem. Przypomnę, że w latach 2014-2015 wybudowaliśmy, a w 2016 r. uruchomiliśmy, nową serownię. Już teraz jest ona w 100% wykorzystana. Powód? W 2018 r. zwiększyliśmy produkcję serów o 20%. Jeśli utrzymamy poziom produkcji ze stycznia-marca 2019 r., to za ten rok zwiększymy produkcję o kolejne 10%. To będzie maksimum naszych możliwości.

Nasz przykład jest potwierdzeniem, że duzi producenci serów wykorzystują możliwości handlowe. To oczywiście idzie w parze ze wzrostem produkcji mleka. W Polsce odnotowano wzrost produkcji w wysokości ponad 2%.

Musimy jednak wziąć pod uwagę import serów z krajów Europy Zachodniej. Ten element nabiera wagi w chwilach trudnych dla branży jak np.: w ostatnim kwartale 2017 r. Zwiększony import bardzo tanich serów pojawia się bowiem w najgorszych okresach dla mleczarstwa, kiedy ceny bardzo spadają. Pojawienie się jeszcze tańszego importu wygląda na nieuczciwą konkurencję. Na szczęście bilans handlu zagranicznego mamy nadal korzystny. W 2018 r. do Polski wpłynęło 49 tys. ton, a eksportujemy 112 tys. ton. Gdyby poddać analizie co wjechało do Polski, to według statystyk, najwięcej serów zakupiono w Europie Zachodniej. Było to 17 tys. ton produktów w formie bloków, które są tu plasterkowane. Można powiedzieć, że są to sery do dalszego przerobu, a nie produkty gotowe na półkę.

Polacy wybierają jednak głównie rodzime sery. Kierują się marką i smakiem. Dwa lata temu w badaniach konsumenckich byliśmy na trzecim miejscu w zakresie rozpoznawalności marki. Włoszczowa jest zatem ewidentnie kojarzona przez konsumentów. Nieustannie pracujemy nad wysoką jakością serów, a nasz ser długodojrzewający, Czarna Perła jest powodem do dumy.


Na zdjęciach: Nowa linia do konfekcjonowania serów podpuszczkowych. Zakład we Włoszczowie uzyska dzięki niej wzrost wydajności, gdyż mleczarnia widzi dalsze możliwości sprzedażowe swoich serów. Jeśli mleczarnia utrzyma poziom produkcji, to tegoroczny wzrost wyniesie 10%, po 20% wzroście w 2018 r.

Jakie placówki handlowe konsumenci wybierają chętniej i dlaczego? Co ma na to wpływ?

Generalnie relacje pomiędzy handlem nowoczesnym a tradycyjnym są znane od lat. Handel nowoczesny nadal zwiększa swój udział w rynku. Ta proporcja wynosiła jeszcze dwa lata temu 50/50. Teraz zmieniła się. Tu trzeba jednak zdefiniować, czy np.: placówki franczyzowe, delikatesy to jeszcze tradycja czy też nie. Jeżeli zaliczymy je do handlu nowoczesnego, bo należą do sieci, to okaże się, że zorganizowane sieci handlowe generują nawet 60% sprzedaży nabiału.

Wprowadzone ograniczenie handlu w niedzielę pogorszyło sytuację na rynku placówek handlowych. 16 tysięcy małych sklepów różnych rodzajów upadło. Megapromocje organizowane przez wiodące sieci dyskontowe bijące się o klienta przyniosły efekty. Sprzedaż najbardziej wzrosła właśnie w dyskontach. Jest to niewątpliwie związane z dużymi wydatkami tych sieci na reklamę.

Jakie są oczekiwania handlowców wobec producentów serów?

Mleczarnia we Włoszczowie podąża za oczekiwaniami handlu. Nasze sery są wytwarzane bez konserwantów, mają tzw. czystą etykietę. Produkujemy bowiem sery bez dodatku lizozymu. To oznacza też, że musimy bardzo dbać o reżim technologiczny. Także dbałość o surowiec i praca z rolnikami są dla nas bardzo istotne. O serze i jego jakości decyduje bowiem jakość surowca.


Czy Pana zdaniem rośnie sprzedaż produktów z komunikatem „od krów karmionych paszami bez GMO”? Czy impulsem pobudzającym rynek może być komunikat umieszczony na produkcie, mówiący o wypasie krów na pastwisku albo mówiący o mleku od krów niekarmionych hormonami?

Z komunikatem o GMO jest podobnie jak z komunikatem o serach „bez laktozy”. Jest to wciąż niszowa sprzedaż. Sama komunikacja pt. „ser bez laktozy” nie wystarcza. Co do GMO jest to sprawa bardziej złożona. GMO nie przechodzi do mleka – to fakt udowodniony naukowo. Uważam, że komunikuje się coś, co jest oczywistym faktem, a nie wyróżnikiem produktu. Oczywiście: hasło jest bardzo chwytliwe, bo nikt nie chce jeść żywności z GMO. Pójdźmy jednak dalej: modyfikacja pasz powoduje podrożenie produkcji, a GMO i tak w niej nie ma. Odbiorcy też więcej nie płacą za takie produkty.

Co do komunikowania nieużywania hormonów: to brzmi ciekawie. Pierwsze wrażenie będzie takie, że będzie wyróżniać produkt i wskazywać, że jest on zdrowszy. Ale nie wiadomo jak długo i na ile skutecznie taki komunikat będzie działać na konsumentów.

Będziemy komunikować brak konserwantów, fakt produkcji z czystego mleka i to, że ser jest źródłem wapnia.

Zwróćmy jeszcze uwagę na parametry mleka. Zwiększanie wydajności nie idzie w parze z poziomem tłuszczu i białka. A do produkcji serów potrzeba wysokich parametrów mleka. Wracając do konsumentów: ich wybór produktu uzyskanego od krów, którym nie podawano hormonów może być krótkotrwały, podobnie jak w przypadku produktów bezlaktozowych.

Myślę, że trendy wiodące nas ku naturze i czystej etykiecie będą się rozwijać, ale dokładnie nie wiadomo ilu jest konsumentów, którzy analizują i rzeczywiście kupują produkty z „czystą etykietą”. Zwróćmy uwagę, że u dużych producentów i u dużych detalistów ta etykieta bywa rozbudowana, zatem z czegoś to wynika.

Jaka jest opinia producenta serów nt. ograniczania roli marki własnej?

Pomysł uregulowania marki własnej u detalistów, którzy mają tylko markę własną jest interesujący. Oczywiście handel w Polsce różni się od handlu w Europie, gdzie poziom sprzedaży produktów marki własnej jest wyższy. Tam jednak relacje sieci-dostawcy są inne niż u nas. Trzeba też powiedzieć, że odgórne spojrzenie na ekonomię produkcji mleka wcale nie jest niczym nowym. W Niemczech swego czasu trwała debata o cenach mleka, kiedy produkcja stała się nieopłacalna.

U nas rola handlu jest mniejsza, ale też wiodąca. Myślę, że ograniczenie marki własnej mogłoby być korzystne w dłuższej perspektywie. Chodzi o to, aby za kilkanaście lat nasza ulubiona marka nadal była na półce, a nie tylko marka handlowa. Pozostaje pytanie czy faktycznie takie regulacje można wprowadzić.

Zauważmy jeszcze jedną rzecz: kiedy wolumen sprzedaży wyrobów marki własnej jest rzeczywiście duży, to opłaca się je produkować, bo koszty dużych serii są niższe. Jednak czasem koszty produkcji pod marką własną mogą być wyższe. Dzieje się to przy mniejszych wolumenach, porównując do poziomu własnej produkcji.

Obecnie uruchamiamy nową linię do konfekcjonowania. Jest to najnowsza krajalnica Weber i pakowaczka Multivac. Naszym celem jest wzrost wydajności, gdyż możliwości sprzedażowe naszych serów są znacznie większe. Chcemy znaczną część naszej produkcji lokować na półce do konsumenta, a nie do krojenia i nie do lady serowej.

Dziękuję za rozmowę.
Janusz Górski

Zobacz także