Sery żółte: W cieniu promocji

Janusz Górski
Forum Mleczarskie Handel 5/2011 (48)

Rynek serów dojrzewających żółtych zmaga się z dwoma czynnikami determinującymi zachowania klientów w sklepie: poziomem ceny i rozpoznawalności marki. Poprawa koniunktury zwiększa wolumen sprzedaży serów posiadających znaną markę, a pogorszenie warunków bytowych zmusza do zakupu produktów tańszych, często marki własnej z grupy „holendrów”.

Po co te wskaźniki?

Ogólna kondycja gospodarki, a w tym poziom zatrudnienia, poziom średniej płacy, wahania marż serów w różnych kanałach dystrybucji rzutują na równowagę na rynku serowym. Należymy do grupy największych producentów nabiału w Europie i około 30-35% produkcji musimy wyeksportować. Znaczną jego część stanowią sery twarde i półprodukty typu mleko w proszku, serwatka itp. Wielkość popytu i podaży na rynkach międzynarodowych wpływa zaś na ilość sera lokowanego potem w kraju. Wyraźny spadek cen na zagranicznych rynkach powoduje gęsią skórkę na karku prezesów spółdzielni mleczarskich, którzy głowią się jak sprzedać nadwyżki w kraju. Droższe euro (jak ostatnio w okresie letnim) wywołuje oddech ulgi, gdyż pozwala nieco inaczej rozmawiać z kupcami z sieci handlowych. Dane makroekonomiczne śledzą wszyscy: kupcy i kierownicy działów handlowych oraz prezesi mleczarni.

Sprawdź się

Istniejące już siła i znaczenie marki sera często są niedoceniane. Ciekawie muszą przy tym wyglądać wnioski płynące z promocji realizowanych w sytuacji dobrej ceny w handlu z zagranicą. Największe mleczarnie zgadzają się co i raz na ceny półkowe w rodzaju: paczka markowych (Mlekovita (GK), Mlekpol (SM)) plastrów 150 g za 2,99 zł lub 3 zł. Popyt jaki rodzi taka promocja jest nie do przecenienia. Co więcej obroty jakie się osiąga są niewspółmiernie wyższe niż w sytuacji, kiedy dotyczy to analogicznego produktu lokalnej mleczarni. To dowód na siłę marki.

Gdzie to robimy?

Stałym przedmiotem troski producentów serów jest rosnąca siła handlu, który konsoliduje się znacznie szybciej niż branża mleczarska. O ile w wielkich miastach największą siłę mają hipermarkety umiejscowione w galeriach handlowych poza centrum, o tyle w mniejszych miastach sklepy dyskontowe wyniszczają małe sklepy i hurtownie torując drogę sobie oraz swoim dostawcom, kosztem dostawców lokalnych. Mocną pozycję tworzą też tam sieci supermarketów, które pospołu z dyskontami szybko zaczynają dominować w handlu detalicznym. Na sklepy prowadzone od pokoleń nie ma już miejsca, każdy woli pójść do Biedronki czy Polomarketu i zrobić tam zakupy.

Dane agencji Nielsen pokazują niezbicie, że dzięki licznym promocjom i niższym cenom, wartość sprzedaży serów podpuszczkowych w sieciach handlowych wzrosła do poziomu 80%. Potwierdza to siłę zorganizowanego handlu oraz słabość sklepów osiedlowych. Tych ostatnich coraz więcej ubywa. W ten sposób koło się zamyka. Zdecydowanie najlepiej radzą sobie sklepy dyskontowe, a w grupie tradycyjnych placówek, sklepy duże, mające predyspozycje do włączenia się we franczyzę i atrakcyjne dla dużych sieci.

Strona 1 z 6