Piotr i Paweł: Jeszcze lepszy rok 2010

Janusz Górski
Forum Mleczarskie Handel 2/2010 (39)

Rozmowa z Piotrem Wosiem,
Właścicielem w sieci Piotr i Paweł


Sieć Piotr i Paweł obchodzi w tym roku jubileusz 20-lecia od chwili, kiedy otwarto pierwszy sklep w Poznaniu. Jak do tego doszło, że związał Pan swoją karierę zawodową z handlem i że 20 lat temu zaryzykowali Państwo własnym sklepem?

W 1990 roku otwierały się całkiem nowe możliwości. Poza tym wystąpiło kilka innych czynników. Po pierwsze: rząd wprowadził preferencje podatkowe, po drugie razem z bratem kończyliśmy wówczas edukację i chcieliśmy spróbować własnych sił. Gdyby nie było to wzajemnie skorelowane, prawdopodobnie nasze losy potoczyłyby się inaczej. Istotny jest w tym wszystkim także udział naszej mamy, która zawsze miała podejÊcie handlowe i zarażała nas swoimi pomysłami. Stąd powstała idea własnego sklepu. Pomogła dobra lokalizacja i wszystko w tym momencie zagrało.

W pierwszej połowie lat 90. powstawało wiele przedsiębiorstw. Jak to się stało, że pomimo różnych faz koniunktury udało się Państwu przetrwać i zachować samodzielność?

Bo dobrze to robimy.

Jak się zatem dobrze robi biznes w handlu detalicznym?

Nie ma biznesu bez ryzyka. Dlatego wraz z upływem czasu trzeba słuchać głosu doświadczenia, bo kryzys tak naprawdę przychodzi co kilka lat. Nie można wtedy powiedzieć, że jest się zaskoczonym.

Nasze motto brzmi także „Przyjemność zakupów”. Dla nas ważniejsza jest forma i sposób zakupu, a nie tylko asortyment.

Nasz sukces upatrujemy w postawieniu na jakość. Stworzyliśmy sklepy dla wymagających klientów, w których chcielibyśmy sami kupować, bo sami jesteśmy wymagający. Stworzyliśmy ogromne wymagania także wobec siebie, ale nie chcieliśmy tworzyć dyskontu.

Kiedy Pan patrzy z perspektywy tych wszystkich lat, czy nie zastanawia się Pan, co by było, gdyby wszedł Pan w biznes dyskontowy? Może tu leży przyszłość?

Im więcej dyskontów, tym więcej miejsca dla nas, bo naszą konkurencją są hipermarkety. Dyskonty walczą z hipermarketami, dlatego też silny rozwój dyskontów nam pomaga. Nie każdy klient zadowala się ofertą dyskontów co do szerokości asortymentu lub sposobu podawania towaru.

Państwa motto „Sklep, w którym sam chciałbym kupować” powstało w 1990 roku. W jakim sklepie Polacy chcieli kupować wtedy, a w jakim chcą kupować dziś?

W latach 90. tą przyjemnością był zakup snickersa u nas, a nie na straganie. To była także możliwość nabycia wielu towarów w jednym miejscu w coraz większym sklepie. Dziś nie staramy się wchodzić w sklepy poniżej 700 m2, ponieważ nie chcemy zawężać oferty. Chcemy oferować 20 tys. pozycji asortymentowych.

My się definiujemy bardziej jako supermarkety, a mniej jako delikatesy. Nie chcemy ograniczać się do oferty asortymentowej typu delikatesowego.

Jeśli chodzi o zakupy w przyszłości, to na pewno będziemy podążać w kierunku zwiększonej wygody zakupów. Widzimy określone możliwości zakupów w internecie. Czas staje się coraz bardziej cenny i dziś klient nawet nie chce spędzać tyle czasu w galeriach handlowych co kilka lat temu. Wygodny parking, wygodny sklep, zyskiwać będzie sprzedaż w części samoobsługowej.

Jakość była i jest dla nas najważniejsza. Tu upatrujemy konkretnych korzyści biznesowych dla naszych klientów, a przez to i dla nas.

Boi się Pan kryzysu?

Kryzysu nie ma. Jestem przekonany, że rok 2010 będzie lepszy od poprzedniego. Po dwóch miesiącach obserwujemy bardziej odważne decyzje konsumentów. Rok się dobrze zaczął, także pod kątem nowych otwarć i rozwoju nowych placówek. To jest dla nas wyznacznik sytuacji. To nie jest tak, że klient ucieka do dyskontów.

Wielu detalistów w Europie Zachodniej przyznaje, że rok 2009 przyniósł więcej promocji, większe obroty, ale mniejsze zyski. Jak rok 2009 ocenia się w sieci Piotr i Paweł?

Tamten rok był dla nas specyficzny, bo otworzyliśmy najwięcej sklepów w naszej historii: aż 16. To wiąże się określonymi kosztami, ale i przychodami. Myślę, że naszej branży nie dotknął kryzys. Klienci jeśli nie kupią wina za 40 zł, to kupią za 30 zł. Podobnie jest z serami i wędlinami. My zrealizowaliśmy nasze plany sprzedażowe i te, dotyczące liczby nowych placówek.

Ale kiedy podejmowali Państwo decyzję o otwieraniu placówek bazowali Państwo na bardziej optymistycznych wynikach. Jednym słowem wstrzelili się Państwo w oko cyklonu.

Rzeczywiście decyzje inwestycyjne zapadały rok wcześniej, odpowiednio wcześniej zapadały też decyzje najmu. Rok 2009 miał też w sobie zalety i mankamenty. Po stronie zalet zaliczyłbym fakt, że realizacja sklepów w zakresie budowlanym była znacznie tańsza. Z drugiej strony trzeba było więcej naszej aktywności, aby te nowe placówki przynosiły satysfakcjonujące nas przychody. W czasach koniunktury otwarcie sklepu jest zawsze łatwiejsze.

Piotr i Paweł otworzył już 70. placówkę handlową. Jakie są plany rozwoju placówek i wzrostu liczby sklepów na rok 2010 oraz najbliższe lata?

Rozwijamy się konsekwentnie. Nasze przychody rosną w tempie 15-20%. Takie jest średnioroczne tempo wzrostu i jest to tempo racjonalne. Takie też powinno zostać. Nie ma żadnych większych skoków w poszczególnych latach.

Sieć handlowa, zwłaszcza o profilu takim jak Piotr i Paweł, musi nieustannie monitorować granicę popytu na swoje usługi. Gdzie jest granica liczby sklepów oraz tego gdzie i w jakiej wielkości ośrodkach miejskich lokować swoje placówki?

Powiem inaczej: w Poznaniu mamy 12 placówek. Oczywiście nie każde miasto jest dla nas tak atrakcyjne jak Poznań, ale pragniemy otwierać nasze placówki w ośrodkach miejskich powyżej 100 tys. mieszkańców. Mamy zatem jeszcze duży potencjał wzrostu i możliwość corocznego wzrostu jak w ostatnich latach. Generalnie im większe miasta tym bardziej atrakcyjne dla nas.

Gdzie mógłby być drugi Poznań?

Ostatnio otworzyliśmy pierwszy sklep w Łodzi. Chcemy także rozwijać się we Wrocławiu, gdzie mamy cztery placówki. Najbardziej interesujące są ośrodki powyżej 400 tys. mieszkańców. Interesują nas miasta, gdzie jeszcze nas nie ma, na przykład Kraków, Olsztyn i inne.

Czym wyróżnia się podejście sieci Piotr i Paweł wobec dostawców w porównaniu do innych sieci placówek wielkopowierzchniowych?

Wiele tak naprawdę zależy od strategii dostawcy. Jeśli chce on inwestować w konsumenta wymagającego, to jesteśmy właściwym partnerem. W ten sposób możemy realizować własną strategię, a producent swoją. Często też współpracujemy z dostawcami, którzy poprzez nasze sklepy chcą zaznajamiać polskich konsumentów z wyrobami mniej znanymi, np. z nabiałem ekologicznym. W naszym interesie leży bowiem rozwijanie nowych kategorii, niekoniecznie produktów importowanych. Dlatego jesteśmy otwarci na testowanie nowych produktów.

Ma Pan swoje ulubione produkty z gamy nabiału?

Chyba bardziej popieram sery niż wędliny. Lubię zwłaszcza sery pleśniowe, a także sery żółte łagodne oraz te bardziej wyraziste w smaku. Niestety oferta serów zagranicznych jest bardziej kusząca. Na tym tle szczególnie korzystnie wypadają krajowe sery typu Lazur.

Jakie było Pana ostatnie odkrycie, kiedy robił Pan zakupy?

Serek Capresi. Myślę, że teraz przyszedł czas na eksperymentowanie.

Dziękuję za rozmowę.
Janusz Górski

Zobacz także