KZSM ZR: Mówmy jednym głosem

Janusz Górski
Forum Mleczarskie Biznes 1/2009 (04)

Wywiad z Waldemarem Brosiem,
Prezesem Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich Związku Rewizyjnego


Przełom 2008 i 2009 roku przynosi zmiany personalne w KZSMZR. Co powinno ulec zmianie w działaniach Krajowego Związku?

Na pewno jedną z zasadniczych spraw będzie nawiązanie bliższego kontaktu i współpracy z organizacjami działającymi na szczeblu krajowym, tj. z Polskà Izbą Mleka PIM, Krajowym Stowarzyszeniem Mleczarzy (KSM) i w niektórych elementach ze Związkiem Prywatnych Przetwórców Mleka (ZPPM). Problemy rynku mleczarskiego, z jakimi mamy do czynienia, na pewno nie zmniejszą się, stąd konieczność zacieśniania współpracy i silniejszego oddziaływania na administrację rządową. Na zewnątrz powinniśmy mówić jednym głosem.

Druga rzecz to kwestia współpracy międzynarodowej. Trzeba starać się działać jeszcze bardziej efektywnie, bo cele polskiego mleczarstwa nie zawsze są uwzględniane – wystarczy wspomnieć długo nie rozumianą przez Komisję Europejską potrzebę uruchomienia dopłat eksportowych. Dodajmy, że całe środowisko dopominało się dopłat i całe środowisko mówiło jednym głosem. Mimo to długo nie było zrozumienia w Brukseli. W świetle faktu, iż duża część polskiej produkcji mleczarskiej musi być wyeksportowana, nasz wspólny głos jest niesłychanie istotny. Dlatego współpraca z organami UE jest konieczna, a wszelkie czynniki wspomagające eksport są dla nas ważne. Nie można bowiem dopuścić do dalszego spadku przychodów polskiego mleczarstwa w 2009 roku.

W jaki sposób chce Pan Prezes osiągać te cele?

Decydującą sprawą powinien być stały i bieżący monitoring sytuacji na rynku krajowym i międzynarodowym oraz natychmiastowa reakcja na ważne wydarzenia. Przypomnijmy, że w 2007 roku sytuacja była na tyle korzystna, że taki mechanizm nie był potrzebny. Dziś to sprawa numer 1. Naszą reakcją powinny być dalsze wnioski kierowane do administracji rządowej i do Komisji Europejskiej. Taki harmonogram musi ulegać modyfikacjom w zależności od sytuacji rynkowej. Inaczej może dojść do zmian nieodwracalnych, w najgorszym scenariuszu może dojść do upadku gospodarstw mlecznych i zakładów przetwórczych. Byłoby to katastrofą, gdyż Polska ma optymalne warunki do produkcji mleka, a sam wzrost kwoty mlecznej zabezpieczałby krajowe potrzeby.

Wspomniał Pan Prezes o współpracy z innymi organizacjami mleczarskimi. Jak to ma wyglądać?

Na płaszczyźnie międzynarodowej widzę potrzebę bliskiej współpracy w ramach Międzynarodowego Stowarzyszenia Mleczarzy (FIL/IDF), a także stałego udziału polskich reprezentantów w posiedzeniach gremiów doradczych przygotowujących akty prawne. W tym celu powinniśmy wcześniej ustalać wspólne stanowisko, aby na zewnątrz mówić jednym głosem. Myślę, że warto byłoby organizować wspólne spotkania z pozostałymi organizacjami mleczarskimi – w trybie kwartalnym, a w razie potrzeby nawet częściej – aby wypracować najlepsze rozwiązania dla rozwoju polskiego mleczarstwa.

Jak układają się relacje pomiędzy organizacjami mleczarskimi?

Są one poprawne, natomiast dotąd za mało było współpracy merytorycznej. Nie mówię tu o współpracy zarządów, ale sądzę, że trafnym byłoby powoływanie zespołów roboczych, grup problemowych, które zajmowałyby się bieżącymi sprawami. Zespoły opracowywałyby rozwiązania, a kierownictwa ustalałyby wspólne stanowiska. Nie jest to łatwe, bo interesy i cele firm o rodowodzie spółdzielczym i firm z kapitałem zachodnim są często inne. Głównym celem firm prywatnych jest bowiem zysk, a nadrzędnym celem działania spółdzielni jest poprawa sytuacji ekonomicznej rolników, pracowników zakładów i dopiero potem zysk. Poza tym nasze cele są zbieżne: wszystkim przecież powinno zależeć, aby dużo i dobrze sprzedawać, a drugiej strony móc oferować dobrą cenę za mleko.

Coraz głośniej mówi się o kryzysie. Czy dostrzega Pan jakieś światełko w tunelu?

Na dzisiaj nie ma żadnych przesłanek, aby mówić o zakończeniu kryzysu. Pojawiają się różne głosy i ja się do nich skłaniam, że przychody zakładów mleczarskich w 2009 roku mogą spaść nawet o 10%. Nieszczęście polega na tym, że na problemy polskiego mleczarstwa, także w kontekście spekulacyjnym nałożył się ogromny kryzys finansowy. Obecna sytuacja nie rokuje dobrze na rok 2009. Ale proszę zwrócić uwagę, że występują sprzeczności. Wiadomo przecież, że można nie kupić kolejnego telewizora czy samochodu, ale jeść trzeba. Z jednej strony mówi się, że świat potrzebuje żywności, że ludzie cierpią głód. Z drugiej zaś strony liczne doniesienia wskazują, że będzie rosnąć zapotrzebowanie na żywność. Państwa uboższe oczekują, że kraje i organizacje grupujące państwa zamożne (tj. UE, USA, Nowa Zelandia), utworzą fundusze, które można byłoby przeznaczyć na zakup żywności dla krajów najuboższych.

Wybiegnijmy w przyszłość. Jak Pan widzi polskie mleczarstwo i organizacje w następnych latach?

W perspektywie 5 lat raczej nie wydarzy się zbyt wiele, lepsza do odpowiedzi na to pytanie byłaby perspektywa 2020 roku. Na pewno będzie postępować koncentracja produkcji i przetwórstwa. Pamiętajmy, że w momencie wejścia Polski do UE (w 2004 roku) było 380 tys. producentów mleka, dzisiaj jest ich nieco ponad 200 tys. Podobnie było z zakładami mleczarskimi. Ich liczba obniżyła się z ponad 600 do niewiele ponad 200. Ten proces będzie postępował. Niestety koncentracja pochłania ogromne środki. Myślę, że bez pomocy Komisji Europejskiej i bez zmian w PROW postępy w konsolidacji będą utrudnione.

Najbliższe lata przyniosą na pewno unowocześnienie poprawę technologii, zauważalny będzie wzrost liczby nowych produktów, które będą umieszczane w opakowaniach coraz bardziej przyjaznych dla konsumenta i środowiska. Co istotne, nasza obecność na rynkach zewnętrznych będzie się obniżać na rzecz zwiększania, wciąż niewielkiego, spożycia krajowego.

Jak powinna ewoluować postawa decydentów w zakładach mleczarskich?

Podkreślę to trzykrotnie: koszty. To one będą decydować o przetrwaniu. To koszty zadecydują, czy będziemy konkurencyjni na rynkach zewnętrznych. To one zadecydują, czy pozyskamy nowych konsumentów i czy uzyskamy zdolność do zaskakiwania rynku. Od kosztów uzależniona będzie otwartość na myśl techniczną. Z tym co powiedziałem wcześniej o nowych konsumentach wiąże się bezpośrednie dotarcie do klientów poprzez działania marketingowe.

Naszą szansą są duże rezerwy po stronie niskiego spożycia mleka i przetworów mlecznych, które wynoszą ok. 190 l na osobę, podczas gdy moglibyśmy spożywać około 245-250 l, w ramach naszej kwoty mlecznej. Tu największe szanse mają Ci, którzy potrafią szybko wyjść z interesującą ofertą rynkową

Czego dziś najbardziej brakuje polskim zakładom mleczarskim?

Myślę, że szerszego kontaktu z konsumentem. Zarówno poprzez telewizję, radio, prasę, udział w imprezach wystawienniczych, regionalnych. Tam przecież rozstrzyga się przyszłość. Oczywiście część zakładów nadal wymaga dalszych inwestycji i to jest drugi czynnik.

Jak by Pan podsumował wyniki kampanii informacyjno-edukacyjnej „Stawiam na mleko”? Czy spełniła ona oczekiwania Pana, Związku i jego członków?

Trudno mówić o efektach kampanii podczas jej trwania. Poza tym warto powiedzieć, że kampania medialna jest realizowana zgodnie z wytycznymi Komisji Europejskiej. Myślę, że trzeba to wyraźnie powiedzieć, ponieważ wokół kampanii nagromadziło się sporo nieporozumień. Chciałbym przypomnieć, że wśród podstawowych założeń zaakceptowanych przez Komisję Europejską było wybranie grupy docelowej, czyli dzieci w wieku 7-13 lat, ich rodziców i opiekunów. Następnym założeniem było uzyskanie bezpośredniego kontaktu z dziećmi. Dlatego mniej starań i środków poświęcono na przekaz telewizyjny, a więcej na dotarcie do 324 szkół i do 300 tys. dzieci. Wszystko po to, aby rozmawiać z nimi czym jest mleko i przetwory mleczne. To ogromny cykl szkoleń bezpośrednich, podanych (w przystępny sposób) dzieciom ich rodzicom i opiekunom.

Nie ma co liczyć na to, że kampania przełoży się od razu na wzrost spożycia wszystkich produktów mlecznych, gdyż dzieci są konsumentem przyszłościowym. Już dzisiaj 80% dzieci biorących udział w kampanii stwierdza zaś, że nie odstąpią od spożywania mleka i przetworów mlecznych. To są deklaracje stałego spożycia. Taki jest sens i cel tej kampanii: wychowywać młodego konsumenta.

Nie obawia się Pan, że rezultat kampanii w Polsce może być analogiczny jak na rynkach zachodnioeuropejskich i USA? Tam spożycie mleka nie wzrasta...

W spożyciu samego mleka nie należy oczekiwać zmian, ten trend jest znany. Liczymy na zmianę spożycia napojów mlecznych. Jeśli zaś ktoś nie lubi mleka, sięgnie po sery.

Dziękuję za rozmowę.
Janusz Górski

Zobacz także